13.06.2016, 03:18
Myślę, że się administracja nie sprzeciwi i pozostawi ten tutek tutaj.
Wam polecam przeczytać, może się przydać i być może będzie to jedyny taki tutorial z historią w tle.
Takie koło ratunkowe w sytuacji gdy Simson nagle traci moc, ledwo odpala, ledwo dyszy na wolnych i nie chce za chiny wejść na obroty.
Jednym słowem jesteśmy w głębokiej d...e, a do domu daleko.
Nazwałem to ekstremalne doświadczenie ..... Jazdą z palcem w gaźniku!
A poniżej tutarioalowa (ale żem słowo wymłodził) historia.
Zachciało mi się w trasie dymka puścić.
Zatrzymałem się, Simek pracował na wolnych, ja się delektuję i nagle pach....zdechł.
Próbuję odpalić, a silnik swoją pracą przypomina kibica zalanego po dzisiejszym meczu Polski z Irlandią!
Szedłbym, jechałbym, ale ni dam rady......SORRY facet, radź se sam
No rozumie. Okazja była, napić się trzeba bo świętować jest co, tylko że jest dobrze po północy, a ja w szczerym polu.
A on mi focha wali i powtarza - SORRY.....dalej nie jadę i już!
Pozostało pchać, bo on mnie nie zapcha ..... ale 10 km mam pchać?
No szlag by to trafił, co ja Pudzian jestem
To na szybko sprawdzam: świeca ok, iskra jest, paliwo w baku jest, świeca wilgotna czyli paliwo dochodzi.....no to co chce łajza?
Kopać sobie mogę do rana, na pych nie zapali, choćby i z przepaści jechać.
Gaźnika nie sprawdzę bo kluczy brak, a na dodatek ciemno, to jak?
Pozostało pchać..........
Ale coś mnie podkusiło, pewnie mój szesnasty zmysł mechaniczno kombinatorski .
Odkręciłem przepustnicę żeby w dziurę choć zajrzeć, a może cóś wpadło i tlenu pacjent nie dostaje, to się dusi.
Kopię francka, a ten jak nie odpali, jak nie wykręci się na obroty .....ledwo zdążyłem dziadówę zgasić stacyjką, bo bym tłokiem dostał w łeb tak się nkręcił.
Ale jest sukces, jest nadzieja.......nie będę.....może nie będę pchał.
Główka intensywnie pracuje, nadzieja płonie, więc:
-stacyjka zwarta i gotowa w pozycji zapłon, prawa noga na kopkę, lewa ręka na wszelki wypadek na stacyjce, a prawa ręka z najważniejszym dziś palem, czyli kciukiem w okolicach otworu przepustnicy, żeby pijaka zdławić jak się nakręci.
Albo ja wygram, albo pcham
Odpaliłem, kciukiem kontroluję dopływ powietrza, nie jest źle.
Silnik pracuje, czasami przypominając obrotami wyjącego psa, któremu ktoś stanął na ogonie.
I sedno opowieści - teraz trzeba by jakoś jechać.
No to lewa ręka na sprzęgle, lewa noga na biegach, prawa na hamulcu, a ja zgięty w pół z kciukiem w gaźniku, a z plecaka wystaje cholerna pokrywa silnika......no bo gdzie ją miałem dać?
Widok godny człowieka gumy zalanego w sztok, a to wszystko w połączeniu z wkur... Lwem.
Jakbyście to widzieli, jak się starałem żeby jechać.....Daniec przy mnie to szczeniak!
Obrotów silnika pilnować kciukiem żeby nie zgasł, ale odpowiednio odpuścić kciuk żeby jednak podnieść obroty na czas ruszania.
Potem zmiana biegów i tu też trzeba było sztukaterii manewrowania palcuchem, żeby mu zmniejszyć obroty, a po zmianie na wyższy bieg podgazować, znaczy się odsłonić otwór przepustnicy.
I żeby było ciekawiej, to jeszcze w tym wszystkim pilnować migaczy, hamulca, kontrolować tor jazdy w posranym kasku, przez który z racji pozycji nie widać nic.....masakra!
Noż jakby mnie szanowni panowie władza zatrzymali, to pomimo wielokrotnego dmuchania w alkomat, nie uwierzyliby że jestem trzeźwy!
Co najwyżej, a raczej na pewno pomyśleliby, że gościu spier..... z pobliskiego zakładu dla psychicznie chorych.
Zajumał Simsona i teraz próbuje zrozumieć jak to cudo działa, analizując w czasie jazdy budowę silnika.
A że mu z pleców wystaje kawał plastiku, to już ciężko logicznie wytłumaczyć.
Powiem wam wrażenia z jazdy przednie, wręcz nie da się ich zapomnieć.
Jednak pochwalę się! .
Po jakichś pięciu kilometrach mój kciuk osiągnął taką perfekcję regulacji dopływu powietrza, że przepustnica nie jest mi już potrzebna.
Jak dojeżdżałem do domu i zobaczyłem te moje zdechłe od słońca, wyblakłe z farby sztachety w bramie wjazdowej, to mało ich nie całowałem ze szczęścia.
I nic to że schodząc z Simsona przypominałem tych panów:
https://youtu.be/AYCwIxdSRQs?t=2m48s
Ale kurna ........DOJECHAŁEM!
Ps.
Nie piszcie mi tylko, że wystarczyło jakąś zapchaną śrubkę przedmuchać, bo mnie jasny szlag trafi.
Wam polecam przeczytać, może się przydać i być może będzie to jedyny taki tutorial z historią w tle.
Takie koło ratunkowe w sytuacji gdy Simson nagle traci moc, ledwo odpala, ledwo dyszy na wolnych i nie chce za chiny wejść na obroty.
Jednym słowem jesteśmy w głębokiej d...e, a do domu daleko.
Nazwałem to ekstremalne doświadczenie ..... Jazdą z palcem w gaźniku!
A poniżej tutarioalowa (ale żem słowo wymłodził) historia.
Zachciało mi się w trasie dymka puścić.
Zatrzymałem się, Simek pracował na wolnych, ja się delektuję i nagle pach....zdechł.
Próbuję odpalić, a silnik swoją pracą przypomina kibica zalanego po dzisiejszym meczu Polski z Irlandią!
Szedłbym, jechałbym, ale ni dam rady......SORRY facet, radź se sam
No rozumie. Okazja była, napić się trzeba bo świętować jest co, tylko że jest dobrze po północy, a ja w szczerym polu.
A on mi focha wali i powtarza - SORRY.....dalej nie jadę i już!
Pozostało pchać, bo on mnie nie zapcha ..... ale 10 km mam pchać?
No szlag by to trafił, co ja Pudzian jestem
To na szybko sprawdzam: świeca ok, iskra jest, paliwo w baku jest, świeca wilgotna czyli paliwo dochodzi.....no to co chce łajza?
Kopać sobie mogę do rana, na pych nie zapali, choćby i z przepaści jechać.
Gaźnika nie sprawdzę bo kluczy brak, a na dodatek ciemno, to jak?
Pozostało pchać..........
Ale coś mnie podkusiło, pewnie mój szesnasty zmysł mechaniczno kombinatorski .
Odkręciłem przepustnicę żeby w dziurę choć zajrzeć, a może cóś wpadło i tlenu pacjent nie dostaje, to się dusi.
Kopię francka, a ten jak nie odpali, jak nie wykręci się na obroty .....ledwo zdążyłem dziadówę zgasić stacyjką, bo bym tłokiem dostał w łeb tak się nkręcił.
Ale jest sukces, jest nadzieja.......nie będę.....może nie będę pchał.
Główka intensywnie pracuje, nadzieja płonie, więc:
-stacyjka zwarta i gotowa w pozycji zapłon, prawa noga na kopkę, lewa ręka na wszelki wypadek na stacyjce, a prawa ręka z najważniejszym dziś palem, czyli kciukiem w okolicach otworu przepustnicy, żeby pijaka zdławić jak się nakręci.
Albo ja wygram, albo pcham
Odpaliłem, kciukiem kontroluję dopływ powietrza, nie jest źle.
Silnik pracuje, czasami przypominając obrotami wyjącego psa, któremu ktoś stanął na ogonie.
I sedno opowieści - teraz trzeba by jakoś jechać.
No to lewa ręka na sprzęgle, lewa noga na biegach, prawa na hamulcu, a ja zgięty w pół z kciukiem w gaźniku, a z plecaka wystaje cholerna pokrywa silnika......no bo gdzie ją miałem dać?
Widok godny człowieka gumy zalanego w sztok, a to wszystko w połączeniu z wkur... Lwem.
Jakbyście to widzieli, jak się starałem żeby jechać.....Daniec przy mnie to szczeniak!
Obrotów silnika pilnować kciukiem żeby nie zgasł, ale odpowiednio odpuścić kciuk żeby jednak podnieść obroty na czas ruszania.
Potem zmiana biegów i tu też trzeba było sztukaterii manewrowania palcuchem, żeby mu zmniejszyć obroty, a po zmianie na wyższy bieg podgazować, znaczy się odsłonić otwór przepustnicy.
I żeby było ciekawiej, to jeszcze w tym wszystkim pilnować migaczy, hamulca, kontrolować tor jazdy w posranym kasku, przez który z racji pozycji nie widać nic.....masakra!
Noż jakby mnie szanowni panowie władza zatrzymali, to pomimo wielokrotnego dmuchania w alkomat, nie uwierzyliby że jestem trzeźwy!
Co najwyżej, a raczej na pewno pomyśleliby, że gościu spier..... z pobliskiego zakładu dla psychicznie chorych.
Zajumał Simsona i teraz próbuje zrozumieć jak to cudo działa, analizując w czasie jazdy budowę silnika.
A że mu z pleców wystaje kawał plastiku, to już ciężko logicznie wytłumaczyć.
Powiem wam wrażenia z jazdy przednie, wręcz nie da się ich zapomnieć.
Jednak pochwalę się! .
Po jakichś pięciu kilometrach mój kciuk osiągnął taką perfekcję regulacji dopływu powietrza, że przepustnica nie jest mi już potrzebna.
Jak dojeżdżałem do domu i zobaczyłem te moje zdechłe od słońca, wyblakłe z farby sztachety w bramie wjazdowej, to mało ich nie całowałem ze szczęścia.
I nic to że schodząc z Simsona przypominałem tych panów:
https://youtu.be/AYCwIxdSRQs?t=2m48s
Ale kurna ........DOJECHAŁEM!
Ps.
Nie piszcie mi tylko, że wystarczyło jakąś zapchaną śrubkę przedmuchać, bo mnie jasny szlag trafi.