21.12.2024, 20:16
Od małego, mniej więcej od 6. roku życia, jeździłem na quadzie. Jednak pewnego dnia, gdy miałem około 10 lat, tata sprowadził do domu zatartego Simsona. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zaraz po kapitalnym remoncie silnika tata szybko nauczył mnie, jak na nim jeździć. Całymi dniami krążyłem wokół domu na moim ukochanym Simku. Od razu po szkole wskakiwałem na niego i jeździłem godzinami.
Z czasem przyszedł ten moment, kiedy zaczęły zbliżać się moje 18. urodziny. Tata wpadł na wspaniały pomysł, by odnowić Simsona. Mechanicznie był sprawny, choć muszę przyznać, że za młodu nie oszczędzałem go i często "upalaliśmy". Wizualnie jednak było sporo do zrobienia. Postanowiliśmy więc rozkręcić go na części pierwsze. Rama, bak, boczki i błotniki trafiły do znajomego lakiernika. Wszystko zostało pomalowane proszkowo. Choć brakowało oryginalnej zielonej farby, kolega taty świetnie odwzorował jej odcień. Elektryka została całkowicie wymieniona na nową, podobnie jak migacze, których wcześniej w ogóle nie było. Wiele części udało się zachować w oryginalnym stanie, jak silnik z oryginalnym cylindrem 50cc, piasty i aluminiowe obręcze. Jedynym elementem, który odbiega od oryginału, są tylne amortyzatory – ze względu na moją wagę musieliśmy zamontować mocniejsze.
Po ukończeniu remontu Simson wyglądał jak nowy, prosto z fabryki. Wtedy z tatą zdecydowaliśmy się zarejestrować go jako pojazd zabytkowy. Po rejestracji, po długich latach, Simson wreszcie wrócił na drogę i z tej drogi już nie schodzi. Regularnie robię nim trasy po 100 km. Zaraz po remoncie, w pierwszym miesiącu, przejechałem aż 1000 km. Ale od czego jest Simson, jeśli nie od dawania radości z jazdy?
Dla mnie Simson jest jak członek rodziny, którego nigdy w życiu nie sprzedam ani nie zamienię. Zostanie ze mną aż do grobowej deski.
Z czasem przyszedł ten moment, kiedy zaczęły zbliżać się moje 18. urodziny. Tata wpadł na wspaniały pomysł, by odnowić Simsona. Mechanicznie był sprawny, choć muszę przyznać, że za młodu nie oszczędzałem go i często "upalaliśmy". Wizualnie jednak było sporo do zrobienia. Postanowiliśmy więc rozkręcić go na części pierwsze. Rama, bak, boczki i błotniki trafiły do znajomego lakiernika. Wszystko zostało pomalowane proszkowo. Choć brakowało oryginalnej zielonej farby, kolega taty świetnie odwzorował jej odcień. Elektryka została całkowicie wymieniona na nową, podobnie jak migacze, których wcześniej w ogóle nie było. Wiele części udało się zachować w oryginalnym stanie, jak silnik z oryginalnym cylindrem 50cc, piasty i aluminiowe obręcze. Jedynym elementem, który odbiega od oryginału, są tylne amortyzatory – ze względu na moją wagę musieliśmy zamontować mocniejsze.
Po ukończeniu remontu Simson wyglądał jak nowy, prosto z fabryki. Wtedy z tatą zdecydowaliśmy się zarejestrować go jako pojazd zabytkowy. Po rejestracji, po długich latach, Simson wreszcie wrócił na drogę i z tej drogi już nie schodzi. Regularnie robię nim trasy po 100 km. Zaraz po remoncie, w pierwszym miesiącu, przejechałem aż 1000 km. Ale od czego jest Simson, jeśli nie od dawania radości z jazdy?
Dla mnie Simson jest jak członek rodziny, którego nigdy w życiu nie sprzedam ani nie zamienię. Zostanie ze mną aż do grobowej deski.