21.12.2020, 23:14
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.12.2020, 03:20 przez HoeronixHD.)
Nie wiedziałem do którego działu wrzucić wspomnienia z wycieczki. Dlatego wrzucam tutaj.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem.
2 Tygodnie (wycieczka odbyła się w wakacje i wtedy ją opisałem dziś tylko wklejam gotowy tekst) temu wraz z kolegą pojechaliśmy do Rumunii. Simsonem SR50 i ogarem 200 z silnikiem jawy.
Silnik jawy był przeze mnie przerobiony jakieś 6 lat temu, pod kierowcą i obciążeniem 40kg z sakwami jechał na maksa 60km/h.
Silnik simsona notabene także ostatnio przerabiałem.
Tyle tytułem wstępu.
A więc 2 tygodnie temu po pracy wyruszyliśmy na wycieczkę.
Rozwijaliśmy prędkość 45-50km/h. Po przejechaniu 100km rozbiliśmy namioty gdzieś w leśnych krzakach.
W Poniedziałek dotarliśmy u podnóża Bieszczad.
Zaczęły się robić górki. Czasem ogar ledwo jechał na 2 biegu z rozpędu.
Rozbiliśmy się na łące gdzieś blisko szczytu pagórka. Widoki zaczęły się robić całkiem ciekawe.
Kolejnego dnia dotarliśmy do Ustrzyk Górnych. Z racji tego że droga jest mocno pagórkowata to ogar bardzo często jechał na pierwszym biegu.
Nie chcąc czekać na kolegę( ͡° ͜ʖ ͡°) zazwyczaj wypuszczałem się kilka kilometrów do przodu.
Raz zapuściłem się tak daleko że zdążyłem zatankować, zjeść obiad i pozwiedzać okolicę.
Okazało się że kolega pojechał inną drogą i był już na miejscu.
W Ustrzykach rozbiliśmy się na polu namiotowym na którym o dziwo nie musieliśmy płacić za motorowery.
Tego dnia kolega pierwszy raz w życiu przyznał że Ogar wcale nie ma za krótkiej jedynki i w sumie to mogła by być jeszcze krótsza.
Po pewnym czasie odwiedzili nas motocykliści. Jeden z nich jeździ na GS 1200.
W skrócie powiem tak nie kupujcie tego psującego się gówna.
Nocne Polaków rozmowy kręciły się głównie wokół motoryzacji i dalszych wycieczek na wschód.
Kolejnego dnia przez zieloną granicę wjechaliśmy na Słowację. Przelotny deszcz utrzymywał się już od dnia poprzedniego. I będzie tak padał aż do końca wycieczki.
Tego dnia kolega stwierdził że chyba ma mniej mocy w ogarze i coś już tak nie ciągnie jak do tej pory.
Przy okazji w Romecie działał TYLKO hamulec tylny.
Nocowaliśmy w Słowacji. Gdy wyjeżdżaliśmy z tego kraju wiał dość silny wiatr prawdopodobnie miał około 50km/h
Ogar czasem nie chciał jechać na 2 biegu.
Staraliśmy się zastosować starą kolarską sztuczkę z tunelem aerodynamicznym. Niestety kolega nie był zbyt obyty w temacie i nie bardzo to pomagało.
Na Węgrzech już wiedzieliśmy że coś poważnego się dzieje z silnikiem Jawy.
Kolega podejrzewał NAJGORSZY GAŹNIK NA ŚWIECIE (HA TFU NA) JIKOV-A.
To jest gówno a nie gaźnik. Powinien stać w gablocie w każdej szkole mechanicznej z podpisem na czerwono.
OTO DOBRY PRZYKŁAD ZŁEJ ROBOTY.
W tempie ekspresowym zużywał iglicę i przepustnicę.
Doszło do tego że podczas podnoszenia przepustnicy ta najpierw się skoksowała a następnie szła do góry.
Przepustnica została wymieniona na inną z zapasowego (UŻYWANEGO) silnika (tak kolega taki wziął na zapas ale był słaby i miał krótką dwójkę)
Niewiele to jednak zmieniło.
Ja upierałem się przy tym aby cały gaźnik rozebrać na części pierwsze i go czyścić oraz aby ustawiać zapłon.
Na Węgrzech spędziliśmy noc. Zastanawiając się gdzie jechać w Rumunii i co zwiedzać.
Kolejnego przedpołudnia w strugach ulewnego deszczu wjechaliśmy do Rumunii utrzymywaliśmy prędkość około 30km/h.
Zasadniczo niewiele rzeczy mieliśmy suchych. Zatrzymaliśmy się w hotelu. Duża recepcjonistka po wręczeniu mi kluczy do pokoju zrzygała się do zlewu który stał zaraz obok. Miałem nadzieję że pokój przywita nas lepiej.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 2 Część.
Moim zdaniem najwięcej o jakości pokoju Hotelowo-Motelowego/Gościnica może powiedzieć łazienka.
Gdy w łazience jest normalny prysznic bez bajerów i drzwiczki od prysznica normalnie działają i nie ma grzyba na suficie oraz jest czysto i schludnie to znaczy że dałeś 150 zł i jesteś w Polsce/Słowacji gdzieś na zadupiu daleko od uczęszczanej trasy.
Jeśli prysznic jest normalny i jest mniej więcej czysto i dostałeś MYDEŁKA( ͡° ͜ʖ ͡°) a na suficie jest tylko malutki grzyb i fugi są tylko nie myte od 3 lat ale drzwi się zazwyczaj zamykają (od łazienki). To znaczy że dałeś 150zł i jesteś w Rumunii a w dodatku miałeś szczęście bo recepcjonistka wyrzygała się do zlewu a nie na ciebie.
Jeśli otwierasz drzwi z złotą klamką. Łazienka jest tak duża że mógł byś tam osiedlić cygańską rodzinę.
Kibel ma jakieś renesansowe kształty, zawijasy i ozdoby (choć nie wiem czy w renesansie wiedzieli co to muszla klozetowa). W kiblu jest opcja bidetu czyli dysza wystająca z muszli skierowana w yhmmm... wiadomo co.
Prysznic to pełen wypas kabina. Łącznie z telefonem i muzyką.
8-mioma dyszami do masażu regulowaną temperaturą wody co do stopnia, opcją deszczowni i sauny oraz świergotem ptaków.
Brodzik tak głęboki że mógł byś się sam w nim wykąpać bez kozery. A za to wszystko zapłaciłeś 260zł i prowincjonalnym mieście
Lecz po skorzystaniu z muszli kibel niebezpiecznie się rusza. Podczas korzystania z opcji bidetu moc strumienia i dysza nie jest regulowana a więc oblewa ci najpierw plecy. A następnie okazuje się że strumień jest tak silny że podczas poprawnego użycia czujesz że pewna część ciała jest tak obolała jak u SASZA GREY po tym jak dorwała ją banda murzynów podczas kręcenia analnych rozkoszy sześć.
Gdy niezbyt zadowolony z tego co cię spotkało idziesz pod prysznica. A tam okazuje się że regulacja temperatury wody ma tylko 3 opcje zimno-wrzątek-40C. drzwiczki się nie domykają. Podłoga się ugina, z głośników jęczy coś nie zrozumiałego i boisz się że zaraz cię porazi prądem. Odpływ się zatkał. Z dyszy do masażu leci strumień jak by się na ciebie odlewał siedemdziesięcioletni dziadek z przerostem prostaty.
TO znaczy że zapłaciłeś za VIP-owski APARTAMENT i jesteś w Rosji pomiędzy granicą a Moskwą.
Jeśli natomiast drzwi się nie zamykają bo napuchły od wody. Ściany są wyłożone jakimiś płytami z plastiku. Odpływy z kibla i zlewu są łączone z rurami za pomocą taśmy klejącej. Rury od wody są puszczone na ścianie w rurach PCV i trochę z nich kapie. Woda ciepła jest o ile nie korzysta z niej ktoś w innym pokoju. z pod plastikowych płyt wygląda grzyb a podłoga się ugina no i NIE MA MYDEŁEK to znaczy że zapłaciłeś 100zł i jesteś gdzieś na Syberii jakieś 4 tys km od Moskwy.
Natomiast jeśli miejscowa którą pytasz o motel/hotel zapewnia cię że to WŁAŚNIE ONA JEST WŁAŚCICIELKĄ HOTELU/MOTELU a jak się pytasz czy ma prysznic z ciepłą wodą to zapewnia że ma i że ma 2 normalne łóżka (choć się o to nie pytałeś) i że ma czajnik do ciepłej wody. I KIBEL. A cena to tylko 30-20 dolarów od osoby.
Po czym prowadzi cię pośród opłotków swoim priusem i dojeżdżasz do brudnej jurty z środka wychodzi jej brudny chłop ona mówi że będziesz tutaj razem z nimi spał w niej (jurcie rzecz jasna) pośród gówien owiec (takich samych jak na podwórzu) a na na pytanie gdzie łazienka macha ręką w stronę centrum wsi i mówi że tam w szkole jest.
To znaczy że jesteś w Mongolii na jakimś zadupiu. A miejscowi patrzą jak cię orżnąć.
Podsumowując nie mieliśmy tak źle prócz utraty 150zł i grzyba na ścianie całkiem przyjemnie się przespaliśmy wysuszyliśmy co było do wysuszenia i przeczekaliśmy deszcz który skończył się po 15h od naszego przyjazdu.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 3 Część
Już na Słowacji wymyśliliśmy że pojedziemy motorowerami na Transfogarską (czy jak się tam nazywa)
Choć miałem wątpliwości gdy przeczytałem że na odcinku 90km jest zakaz wyprzedzania a przewyższenia sięgają kilku kilometrów.
Wiecie wyobraziłem sobie jak jedziemy pod górę na pierwszym biegu a za nami nigdy nie kończący się korek z ludźmi krzyczącymi po Rumuński przez okna samochodów. Miałem nawet wizję (na jawie) w której jedziemy z taką prędkością pod górę że z samochodu za nami wysiada jakiś Rumun podbiega do nas i zaczyna coś krzyczeć...
Jeszcze na Węgrzech kolega stwierdził że to na pewno wina przepustnicy i jej nieszczelności po bokach.
Dlatego porobił scyzorykiem na ściankach przepustnicy rowki a dokładniej chodziło o to aby trochę materiału się nawarstwiło i stabilizowało ją w korpusie.
O dziwo trochę pomogło. A dokładniej na 10km w dodatku podobno dało POTĘŻNY DÓŁ i nie trzeba było ruszać z połowy obrotów.
Przy okazji okazało się że na Węgrzech zatankowaliśmy jakieś paliwo które co 30min zapychało dysze w silniku jawy 223.
A więc w Rumunii podczas obiadu w najlepszej restauracji (bo jedynej otwartej) i podsumowaniu dokonań ogara uzgodniliśmy że jednak nie jedziemy na żadną transfograską ani inny Balaton tylko wracamy do Polski pozwiedzać ścianę wschodnią.
Po drodze szukając tego gówna JIKOV-a (Ha TFU... na szmelc).
Następnego dnia pobytu w hotelu zaczęło się przecierać i deszcz zniknął.
Po kilku godzinach wjechaliśmy do kraju Orbana.
Trasa wypadła akurat tak dziwnie że przejeżdżaliśmy przez Tokaj. A tam jak w Mielnie choć nic do roboty nie ma nawet wody.
Ogar czasem jechał na trzecim czasem na drugim biegu w zależności od tego jak powiał wiatr i jak się teren kształtował.
W pewnym momencie okazało się że Czesko-Polska zemsta nie chce jechać nawet na pierwszym biegu.
Kolega wymyślił że przepustnicę oklei taśmą klejącą.
I po godzinie znów jechaliśmy a ogar nawet jechał na drugim biegu.
Jeszcze nie namawiałem kolegi na wymianę silnika gdyż wiedziałem jak słaby jest zapasowy silnik.
Tego dnia dojechaliśmy o dziwo na Słowację.
Nagle główna droga do najbliższego miasta dostała oznaczenie AUTOSTRADY.
A więc kolega jechał po poboczu a ja dodałem gazu i spotkaliśmy się na najbliższym rondzie już na zjeździe niedaleko miasta.
Dojeżdżając do miasta położonego pośród szczytów gór pytaliśmy miejscowych o gaźnik.
Jeden zapytał ile jechał ten ogar przed popsuciem. Powiedziałem że 60km/h.
-A teraz? dopytywał.
-Teraz to tak z 30-35km/h
Słowak się uśmiechnął i powiedział że to i tak za dużo jak na ten sprzęt.
Zadzwonił do kolegi ale ten niestety nie miał Karburatora.
Za 2 godziny miał być zmierzch a my musieliśmy pokonać miasto. Mapa pokazywała obwodnice po skraju miasta.
Okazało się że obwodnica jest ale to droga ekspresowa i autostrada momentami oddzielona od domostw.
Nie było wyjścia i znów nią jechaliśmy do najbliższego sensownego zjazdu.
Zjazd ukazał się po kilku kilometrach, ruch był dość duży. Odbiliśmy w prawo na główną drogę tranzytową na Ukrainę.
Za nami i przed nami samochody i ciężarówki a nachylenie terenu moim zdaniem bez problemu sięgało 20%.
Ja jako dobry kolega..... dodałem gazu i pojechałem do przodu poczekać na górze. która miała co najmniej 1,5km.
Po kilku minutach dotarł zziajany kolega.
Powiedział że pierdoli to wszystko tego ogara, ten silnik, tą górę, tego Tira za nim i mnie że wybrałem taką trasę.
Okazało się że góra przerosła możliwości jego motoroweru i musiał czasem mu pomagać nogami.
Powiem wam jedno. Gdy koledze mówiłem że nie musi się przejmować ciepłotą tego cylindra a mianowicie znikomym chłodzeniem jego to mi nie wierzył.
Gdy dotarł na górę, papierowa uszczelka która łączy króciec ssący z cylindrem i która jest nasączona olejem.... DYMIŁA i to nie spalinami to dymił olej z mieszanki nią nasączony. A z tego co pamiętam temperatura wrzenia oleju mineralnego to 170C.
Gdy silnik trochę ostygł nabrał trochę mocy i pojechaliśmy.... w dół
Kolega tak się składał na zakrętach że przycierał podnóżkami.
Kilka kilometrów dalej odbiliśmy na boczną drogę i za piątą wioska z Cyganami skręciliśmy na ściernisko pod górę szukając miejsca na spanie.
Problem polegał na tym że gleba to była glina a dzień wcześnie także w tym miejscu padało.
A więc znów pchanie ogara na nocleg.
Simson także sobie nie radził. Brakowało mu trakcji.
Gdy się rozbiliśmy na szczycie pagórka za nami na następnym pagórku dostrzegłem ambonę i o zmierzchu ktoś się przy niej kręcił.
Naprałem pewnych obaw czy nie będą do nas po zmroku strzelać wszak namioty w nocy wyglądają jak sylwetka dzika.
A jak wiadomo do nie rozpoznanego celu się nie strzela..... przynajmniej w teorii.
Me obawy pogłębił odgłos wystrzału dochodzący po zmroku od strony ambony.
Po 5 minutach ciągłego siedzenia na dworze i grzebania w motorowerach dostrzegłem kolejny błysk z tamtej strony. Odgłos wystrzału i coś białego (co wyglądało jak pocisk zapalający) które w tempie ekspresowym poleciało tuż nad ziemią w powietrze....
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 4 Część
Okazało się że wystrzały które były dość blisko pochodziły od myśliwskich petard do odstraszania zwierzyny.
Petarda wygląda w ten sposób że ma dłuuuuuuuuuuuuugo palący się lont i co jakiś czas na loncie przytwierdzone są petardy hukowe. A więc w nocy budziłem się jeszcze kilka razy.
Następnego dnia skierowaliśmy się ku granicy z Polską. Do przejechania było 150km po pagórkach.
O dziwo po (dosłownie) trzydziestym ósmym czyszczeniu dysz w gaźniku. Ogar zaczął lepiej jechać. Na płaskim nawet potrafił utrzymywać stałą prędkość na trzecim biegu.
Radość jednak nie trwała długo gdyż po kilkunastu kilometrach znów dało się jechać tylko na drugim biegu.
Droga asfaltowa łącząca Słowację z Polską w pewnym momencie miała nachylenie 19%. Zaproponowałem koledze aby się tam zatrzymał i ruszył pod górkę.....
Na filmie który kręciłem kamerą kolegi widać znak po chwili jest ujęcie na ogara na wysokich obrotach i kolega który odpycha się nogami kilkanaście metrów po czym mówi.
-Muszę się cofnąć bo z miejsca nie dam rady ruszyć.
Drugie ujęcie wygląda tak że znajomy "atakuje" podjazd na drugim biegu po czym na początku górki włącza jedynkę i ledwo jedzie.
Takim to sposobem znaleźliśmy się na powrót w Polsce.
Dopóki było z górki jakoś to szło.
Skierowaliśmy się w stronę Białowieskiego Parku Narodowego. Tego dnia zrobiliśmy już tylko 180km.
Spanie jak zazwyczaj gdzieś w krzakach.
Znalezienie pokoju nie było tak łatwe jak na się wydawało. Jednak się udało.
Na motorowerach zwiedziliśmy wszystko co można było objechać pojazdami silnikowymi legalnie. Czyli nie wjechaliśmy do samego parku tylko kręciliśmy się po jego otulinie o którą było tak głośno.
Nauczyłem się rozpoznawać kiedy przepalają się w Romecie żarówki z przodu. Ta z tyłu zaczynała tak jasno świecić że w nocy można ją było dostrzec nawet ze 100metrów.
Instalacja 6V żarówki 12V ale mimo to dostawały tyle prądu że regularnie co 20h jazdy się przepalały.
Kolejnego dnia stwierdziłem że jazda simsonem na pierwszym i drugim biegu mnie już nie bawi i zacząłem pomagać koledze wjechać na początku tylko pod górki a po 2 godzinach regularnie go pchałem.
I w taki sposób skierowaliśmy się w stronę Biebrzańskiego Parku Narodowego.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 5 Część ostatnia.
Pamiętam jak Obwodnicami mijaliśmy Białystok.
Obwodnicami czyli krajówkami S-kami.
W pewnym momencie gdy byliśmy na jakimś pagórku spojrzałem w lusterko.
Widziałem sporo świateł za nami. A trzeba wam wiedzieć że wtedy jechaliśmy 30km/h pod lekki wiatr.
Gdy spojrzałem za siebie okazało się że dokąd sięgam wzrokiem jest KOREK i to był korek który my wywołaliśmy.
Wystarczyło że dogonił nas TIR i już nie mógł wyprzedzić bo z naprzeciwka cały czas coś jechało.
Po którymś wzniesieniu i długim pościgu. Wyprzedziliśmy kolaży amatorów. Godzinę później zatrzymaliśmy się gdyż po raz pięćdziesiąty czwarty zdaniem kolegi należało wyczyścić dyszę. Nie minęło 5 minut a kolarze nas wyminęli.
Po chwili ruszyliśmy i znów ich wyprzedziliśmy a kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się na przystanku PKS bo spory deszcz zbliżał się w naszym kierunku i należało założyć przeciw deszczówki.
Tak kolaże nas znów dogonili i podjechali się schować i zagadać.
Tego dnia zrobili już 90km i wracali na nocleg.
Po kilkunastu kilometrach odbiliśmy na pisz jadąc poprzez lasy łąki pastwiska i dziwne wsie.
Tej nocy zatrzymaliśmy się nad jeziorem Nidzkim. Jak by ktoś pytał to znam tam zajebista miejscówkę pod namiot.
Kolejnego dnia skierowaliśmy się do miejscowości Jeziorany (tak te od słynnego słuchowiska) i tam zacząłem poszukiwać opony do simsona gdyż okazało się że moja na boku pękła i wystaje dętka.
Opona miała prawo pęknąć bo miała tyle lat co motorower czyli 34.
Niestety opony nie było i jechaliśmy, a raczej ja jechałem i pchałem kolegę jednocześnie w dalszą trasę.
Mieliśmy fuksa bo zdążyliśmy się schować na przystanku przed potężną burzą.
Nawała deszczu była tak sroga że widoczność ograniczyła się do 100 metrów.
Przy okazji okazało się że parę drzew także zostało złamanych. na naszej trasie.
Wieczorem rozbiliśmy się w lesie i w końcu zająłem się rozbiórką gaźnika w ogarze na czynniki pierwsze a kolega po raz czwarty ustawiał zapłon.
Efekty były nadspodziewanie ZŁE. Ogar teraz sam jechał tylko na pierwszym biegu.
Trochę pomogła wymiana gaźnika dała jakieś 5km/h.
A więc pchałem ogara już kolejny dzień.
Następnego dnia o godzinie 16, kolega w końcu staną i oświadczył że wymieniamy silnik na zapasowy bo ogar już nawet na pierwszym biegu nie jedzie pod lekki wiaterek.
Wymiana zajeła 2,5 godziny gdyż musieliśmy jeszcze przełożyć cylinder i tłok.
W między czasie odwiedził nas jakiś gość który zaczął coś gadać o motorowerach aż w końcu opowiedział bajkę w którą sam chyba wierzył że jego simson S51 jedzie ponad 100km/h na wielokanałowym cylindrze 60cm3 gaźniku 19mm i ORYGINALNYM wydechu oraz na platynkach.
Ludzie to jednak uwierzą we wszystko co im pokaże licznik.
Ogar okazał się ciut silniejszy sam jechał na pierwszym i drugim biegu natomiast na trzecim musiałem mu pomóc aby osiągnął odpowiednie obroty i wtedy je utrzymywał.
Noc zapadła a deszcz zaczął porządnie lać.
Znajomy miał do domu 50km a ja 130km.
Gdy wyjechałem z zasięgu lamp okazało się że chyba źle żarówkę zamontowałem i mam bardzo słabe światła w kształcie aureoli.
Gdy zostało mi do domu 17km przepaliły się krótkie włókna a długie świeciły dosłownie jak z dynama w rowerze.
Na szczęście cało i zdrowo wróciłem do siebie i o 24.00 położyłem się do SUCHEGO i ciepłego łóżka.
AWARIE W SIMSONIE:
1 przepalona żarówka od pozycyjnych z tyłu
2 przepalone żarówki z przodu.
Pęknięta opona z boku na 15cm tak że wystawała dętka.
Przejechane około 3 000km.
Spalony olej 3L.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem.
2 Tygodnie (wycieczka odbyła się w wakacje i wtedy ją opisałem dziś tylko wklejam gotowy tekst) temu wraz z kolegą pojechaliśmy do Rumunii. Simsonem SR50 i ogarem 200 z silnikiem jawy.
Silnik jawy był przeze mnie przerobiony jakieś 6 lat temu, pod kierowcą i obciążeniem 40kg z sakwami jechał na maksa 60km/h.
Silnik simsona notabene także ostatnio przerabiałem.
Tyle tytułem wstępu.
A więc 2 tygodnie temu po pracy wyruszyliśmy na wycieczkę.
Rozwijaliśmy prędkość 45-50km/h. Po przejechaniu 100km rozbiliśmy namioty gdzieś w leśnych krzakach.
W Poniedziałek dotarliśmy u podnóża Bieszczad.
Zaczęły się robić górki. Czasem ogar ledwo jechał na 2 biegu z rozpędu.
Rozbiliśmy się na łące gdzieś blisko szczytu pagórka. Widoki zaczęły się robić całkiem ciekawe.
Kolejnego dnia dotarliśmy do Ustrzyk Górnych. Z racji tego że droga jest mocno pagórkowata to ogar bardzo często jechał na pierwszym biegu.
Nie chcąc czekać na kolegę( ͡° ͜ʖ ͡°) zazwyczaj wypuszczałem się kilka kilometrów do przodu.
Raz zapuściłem się tak daleko że zdążyłem zatankować, zjeść obiad i pozwiedzać okolicę.
Okazało się że kolega pojechał inną drogą i był już na miejscu.
W Ustrzykach rozbiliśmy się na polu namiotowym na którym o dziwo nie musieliśmy płacić za motorowery.
Tego dnia kolega pierwszy raz w życiu przyznał że Ogar wcale nie ma za krótkiej jedynki i w sumie to mogła by być jeszcze krótsza.
Po pewnym czasie odwiedzili nas motocykliści. Jeden z nich jeździ na GS 1200.
W skrócie powiem tak nie kupujcie tego psującego się gówna.
Nocne Polaków rozmowy kręciły się głównie wokół motoryzacji i dalszych wycieczek na wschód.
Kolejnego dnia przez zieloną granicę wjechaliśmy na Słowację. Przelotny deszcz utrzymywał się już od dnia poprzedniego. I będzie tak padał aż do końca wycieczki.
Tego dnia kolega stwierdził że chyba ma mniej mocy w ogarze i coś już tak nie ciągnie jak do tej pory.
Przy okazji w Romecie działał TYLKO hamulec tylny.
Nocowaliśmy w Słowacji. Gdy wyjeżdżaliśmy z tego kraju wiał dość silny wiatr prawdopodobnie miał około 50km/h
Ogar czasem nie chciał jechać na 2 biegu.
Staraliśmy się zastosować starą kolarską sztuczkę z tunelem aerodynamicznym. Niestety kolega nie był zbyt obyty w temacie i nie bardzo to pomagało.
Na Węgrzech już wiedzieliśmy że coś poważnego się dzieje z silnikiem Jawy.
Kolega podejrzewał NAJGORSZY GAŹNIK NA ŚWIECIE (HA TFU NA) JIKOV-A.
To jest gówno a nie gaźnik. Powinien stać w gablocie w każdej szkole mechanicznej z podpisem na czerwono.
OTO DOBRY PRZYKŁAD ZŁEJ ROBOTY.
W tempie ekspresowym zużywał iglicę i przepustnicę.
Doszło do tego że podczas podnoszenia przepustnicy ta najpierw się skoksowała a następnie szła do góry.
Przepustnica została wymieniona na inną z zapasowego (UŻYWANEGO) silnika (tak kolega taki wziął na zapas ale był słaby i miał krótką dwójkę)
Niewiele to jednak zmieniło.
Ja upierałem się przy tym aby cały gaźnik rozebrać na części pierwsze i go czyścić oraz aby ustawiać zapłon.
Na Węgrzech spędziliśmy noc. Zastanawiając się gdzie jechać w Rumunii i co zwiedzać.
Kolejnego przedpołudnia w strugach ulewnego deszczu wjechaliśmy do Rumunii utrzymywaliśmy prędkość około 30km/h.
Zasadniczo niewiele rzeczy mieliśmy suchych. Zatrzymaliśmy się w hotelu. Duża recepcjonistka po wręczeniu mi kluczy do pokoju zrzygała się do zlewu który stał zaraz obok. Miałem nadzieję że pokój przywita nas lepiej.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 2 Część.
Moim zdaniem najwięcej o jakości pokoju Hotelowo-Motelowego/Gościnica może powiedzieć łazienka.
Gdy w łazience jest normalny prysznic bez bajerów i drzwiczki od prysznica normalnie działają i nie ma grzyba na suficie oraz jest czysto i schludnie to znaczy że dałeś 150 zł i jesteś w Polsce/Słowacji gdzieś na zadupiu daleko od uczęszczanej trasy.
Jeśli prysznic jest normalny i jest mniej więcej czysto i dostałeś MYDEŁKA( ͡° ͜ʖ ͡°) a na suficie jest tylko malutki grzyb i fugi są tylko nie myte od 3 lat ale drzwi się zazwyczaj zamykają (od łazienki). To znaczy że dałeś 150zł i jesteś w Rumunii a w dodatku miałeś szczęście bo recepcjonistka wyrzygała się do zlewu a nie na ciebie.
Jeśli otwierasz drzwi z złotą klamką. Łazienka jest tak duża że mógł byś tam osiedlić cygańską rodzinę.
Kibel ma jakieś renesansowe kształty, zawijasy i ozdoby (choć nie wiem czy w renesansie wiedzieli co to muszla klozetowa). W kiblu jest opcja bidetu czyli dysza wystająca z muszli skierowana w yhmmm... wiadomo co.
Prysznic to pełen wypas kabina. Łącznie z telefonem i muzyką.
8-mioma dyszami do masażu regulowaną temperaturą wody co do stopnia, opcją deszczowni i sauny oraz świergotem ptaków.
Brodzik tak głęboki że mógł byś się sam w nim wykąpać bez kozery. A za to wszystko zapłaciłeś 260zł i prowincjonalnym mieście
Lecz po skorzystaniu z muszli kibel niebezpiecznie się rusza. Podczas korzystania z opcji bidetu moc strumienia i dysza nie jest regulowana a więc oblewa ci najpierw plecy. A następnie okazuje się że strumień jest tak silny że podczas poprawnego użycia czujesz że pewna część ciała jest tak obolała jak u SASZA GREY po tym jak dorwała ją banda murzynów podczas kręcenia analnych rozkoszy sześć.
Gdy niezbyt zadowolony z tego co cię spotkało idziesz pod prysznica. A tam okazuje się że regulacja temperatury wody ma tylko 3 opcje zimno-wrzątek-40C. drzwiczki się nie domykają. Podłoga się ugina, z głośników jęczy coś nie zrozumiałego i boisz się że zaraz cię porazi prądem. Odpływ się zatkał. Z dyszy do masażu leci strumień jak by się na ciebie odlewał siedemdziesięcioletni dziadek z przerostem prostaty.
TO znaczy że zapłaciłeś za VIP-owski APARTAMENT i jesteś w Rosji pomiędzy granicą a Moskwą.
Jeśli natomiast drzwi się nie zamykają bo napuchły od wody. Ściany są wyłożone jakimiś płytami z plastiku. Odpływy z kibla i zlewu są łączone z rurami za pomocą taśmy klejącej. Rury od wody są puszczone na ścianie w rurach PCV i trochę z nich kapie. Woda ciepła jest o ile nie korzysta z niej ktoś w innym pokoju. z pod plastikowych płyt wygląda grzyb a podłoga się ugina no i NIE MA MYDEŁEK to znaczy że zapłaciłeś 100zł i jesteś gdzieś na Syberii jakieś 4 tys km od Moskwy.
Natomiast jeśli miejscowa którą pytasz o motel/hotel zapewnia cię że to WŁAŚNIE ONA JEST WŁAŚCICIELKĄ HOTELU/MOTELU a jak się pytasz czy ma prysznic z ciepłą wodą to zapewnia że ma i że ma 2 normalne łóżka (choć się o to nie pytałeś) i że ma czajnik do ciepłej wody. I KIBEL. A cena to tylko 30-20 dolarów od osoby.
Po czym prowadzi cię pośród opłotków swoim priusem i dojeżdżasz do brudnej jurty z środka wychodzi jej brudny chłop ona mówi że będziesz tutaj razem z nimi spał w niej (jurcie rzecz jasna) pośród gówien owiec (takich samych jak na podwórzu) a na na pytanie gdzie łazienka macha ręką w stronę centrum wsi i mówi że tam w szkole jest.
To znaczy że jesteś w Mongolii na jakimś zadupiu. A miejscowi patrzą jak cię orżnąć.
Podsumowując nie mieliśmy tak źle prócz utraty 150zł i grzyba na ścianie całkiem przyjemnie się przespaliśmy wysuszyliśmy co było do wysuszenia i przeczekaliśmy deszcz który skończył się po 15h od naszego przyjazdu.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 3 Część
Już na Słowacji wymyśliliśmy że pojedziemy motorowerami na Transfogarską (czy jak się tam nazywa)
Choć miałem wątpliwości gdy przeczytałem że na odcinku 90km jest zakaz wyprzedzania a przewyższenia sięgają kilku kilometrów.
Wiecie wyobraziłem sobie jak jedziemy pod górę na pierwszym biegu a za nami nigdy nie kończący się korek z ludźmi krzyczącymi po Rumuński przez okna samochodów. Miałem nawet wizję (na jawie) w której jedziemy z taką prędkością pod górę że z samochodu za nami wysiada jakiś Rumun podbiega do nas i zaczyna coś krzyczeć...
Jeszcze na Węgrzech kolega stwierdził że to na pewno wina przepustnicy i jej nieszczelności po bokach.
Dlatego porobił scyzorykiem na ściankach przepustnicy rowki a dokładniej chodziło o to aby trochę materiału się nawarstwiło i stabilizowało ją w korpusie.
O dziwo trochę pomogło. A dokładniej na 10km w dodatku podobno dało POTĘŻNY DÓŁ i nie trzeba było ruszać z połowy obrotów.
Przy okazji okazało się że na Węgrzech zatankowaliśmy jakieś paliwo które co 30min zapychało dysze w silniku jawy 223.
A więc w Rumunii podczas obiadu w najlepszej restauracji (bo jedynej otwartej) i podsumowaniu dokonań ogara uzgodniliśmy że jednak nie jedziemy na żadną transfograską ani inny Balaton tylko wracamy do Polski pozwiedzać ścianę wschodnią.
Po drodze szukając tego gówna JIKOV-a (Ha TFU... na szmelc).
Następnego dnia pobytu w hotelu zaczęło się przecierać i deszcz zniknął.
Po kilku godzinach wjechaliśmy do kraju Orbana.
Trasa wypadła akurat tak dziwnie że przejeżdżaliśmy przez Tokaj. A tam jak w Mielnie choć nic do roboty nie ma nawet wody.
Ogar czasem jechał na trzecim czasem na drugim biegu w zależności od tego jak powiał wiatr i jak się teren kształtował.
W pewnym momencie okazało się że Czesko-Polska zemsta nie chce jechać nawet na pierwszym biegu.
Kolega wymyślił że przepustnicę oklei taśmą klejącą.
I po godzinie znów jechaliśmy a ogar nawet jechał na drugim biegu.
Jeszcze nie namawiałem kolegi na wymianę silnika gdyż wiedziałem jak słaby jest zapasowy silnik.
Tego dnia dojechaliśmy o dziwo na Słowację.
Nagle główna droga do najbliższego miasta dostała oznaczenie AUTOSTRADY.
A więc kolega jechał po poboczu a ja dodałem gazu i spotkaliśmy się na najbliższym rondzie już na zjeździe niedaleko miasta.
Dojeżdżając do miasta położonego pośród szczytów gór pytaliśmy miejscowych o gaźnik.
Jeden zapytał ile jechał ten ogar przed popsuciem. Powiedziałem że 60km/h.
-A teraz? dopytywał.
-Teraz to tak z 30-35km/h
Słowak się uśmiechnął i powiedział że to i tak za dużo jak na ten sprzęt.
Zadzwonił do kolegi ale ten niestety nie miał Karburatora.
Za 2 godziny miał być zmierzch a my musieliśmy pokonać miasto. Mapa pokazywała obwodnice po skraju miasta.
Okazało się że obwodnica jest ale to droga ekspresowa i autostrada momentami oddzielona od domostw.
Nie było wyjścia i znów nią jechaliśmy do najbliższego sensownego zjazdu.
Zjazd ukazał się po kilku kilometrach, ruch był dość duży. Odbiliśmy w prawo na główną drogę tranzytową na Ukrainę.
Za nami i przed nami samochody i ciężarówki a nachylenie terenu moim zdaniem bez problemu sięgało 20%.
Ja jako dobry kolega..... dodałem gazu i pojechałem do przodu poczekać na górze. która miała co najmniej 1,5km.
Po kilku minutach dotarł zziajany kolega.
Powiedział że pierdoli to wszystko tego ogara, ten silnik, tą górę, tego Tira za nim i mnie że wybrałem taką trasę.
Okazało się że góra przerosła możliwości jego motoroweru i musiał czasem mu pomagać nogami.
Powiem wam jedno. Gdy koledze mówiłem że nie musi się przejmować ciepłotą tego cylindra a mianowicie znikomym chłodzeniem jego to mi nie wierzył.
Gdy dotarł na górę, papierowa uszczelka która łączy króciec ssący z cylindrem i która jest nasączona olejem.... DYMIŁA i to nie spalinami to dymił olej z mieszanki nią nasączony. A z tego co pamiętam temperatura wrzenia oleju mineralnego to 170C.
Gdy silnik trochę ostygł nabrał trochę mocy i pojechaliśmy.... w dół
Kolega tak się składał na zakrętach że przycierał podnóżkami.
Kilka kilometrów dalej odbiliśmy na boczną drogę i za piątą wioska z Cyganami skręciliśmy na ściernisko pod górę szukając miejsca na spanie.
Problem polegał na tym że gleba to była glina a dzień wcześnie także w tym miejscu padało.
A więc znów pchanie ogara na nocleg.
Simson także sobie nie radził. Brakowało mu trakcji.
Gdy się rozbiliśmy na szczycie pagórka za nami na następnym pagórku dostrzegłem ambonę i o zmierzchu ktoś się przy niej kręcił.
Naprałem pewnych obaw czy nie będą do nas po zmroku strzelać wszak namioty w nocy wyglądają jak sylwetka dzika.
A jak wiadomo do nie rozpoznanego celu się nie strzela..... przynajmniej w teorii.
Me obawy pogłębił odgłos wystrzału dochodzący po zmroku od strony ambony.
Po 5 minutach ciągłego siedzenia na dworze i grzebania w motorowerach dostrzegłem kolejny błysk z tamtej strony. Odgłos wystrzału i coś białego (co wyglądało jak pocisk zapalający) które w tempie ekspresowym poleciało tuż nad ziemią w powietrze....
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 4 Część
Okazało się że wystrzały które były dość blisko pochodziły od myśliwskich petard do odstraszania zwierzyny.
Petarda wygląda w ten sposób że ma dłuuuuuuuuuuuuugo palący się lont i co jakiś czas na loncie przytwierdzone są petardy hukowe. A więc w nocy budziłem się jeszcze kilka razy.
Następnego dnia skierowaliśmy się ku granicy z Polską. Do przejechania było 150km po pagórkach.
O dziwo po (dosłownie) trzydziestym ósmym czyszczeniu dysz w gaźniku. Ogar zaczął lepiej jechać. Na płaskim nawet potrafił utrzymywać stałą prędkość na trzecim biegu.
Radość jednak nie trwała długo gdyż po kilkunastu kilometrach znów dało się jechać tylko na drugim biegu.
Droga asfaltowa łącząca Słowację z Polską w pewnym momencie miała nachylenie 19%. Zaproponowałem koledze aby się tam zatrzymał i ruszył pod górkę.....
Na filmie który kręciłem kamerą kolegi widać znak po chwili jest ujęcie na ogara na wysokich obrotach i kolega który odpycha się nogami kilkanaście metrów po czym mówi.
-Muszę się cofnąć bo z miejsca nie dam rady ruszyć.
Drugie ujęcie wygląda tak że znajomy "atakuje" podjazd na drugim biegu po czym na początku górki włącza jedynkę i ledwo jedzie.
Takim to sposobem znaleźliśmy się na powrót w Polsce.
Dopóki było z górki jakoś to szło.
Skierowaliśmy się w stronę Białowieskiego Parku Narodowego. Tego dnia zrobiliśmy już tylko 180km.
Spanie jak zazwyczaj gdzieś w krzakach.
Znalezienie pokoju nie było tak łatwe jak na się wydawało. Jednak się udało.
Na motorowerach zwiedziliśmy wszystko co można było objechać pojazdami silnikowymi legalnie. Czyli nie wjechaliśmy do samego parku tylko kręciliśmy się po jego otulinie o którą było tak głośno.
Nauczyłem się rozpoznawać kiedy przepalają się w Romecie żarówki z przodu. Ta z tyłu zaczynała tak jasno świecić że w nocy można ją było dostrzec nawet ze 100metrów.
Instalacja 6V żarówki 12V ale mimo to dostawały tyle prądu że regularnie co 20h jazdy się przepalały.
Kolejnego dnia stwierdziłem że jazda simsonem na pierwszym i drugim biegu mnie już nie bawi i zacząłem pomagać koledze wjechać na początku tylko pod górki a po 2 godzinach regularnie go pchałem.
I w taki sposób skierowaliśmy się w stronę Biebrzańskiego Parku Narodowego.
Jak motorowerem na wakacje do Rumunii jechałem. 5 Część ostatnia.
Pamiętam jak Obwodnicami mijaliśmy Białystok.
Obwodnicami czyli krajówkami S-kami.
W pewnym momencie gdy byliśmy na jakimś pagórku spojrzałem w lusterko.
Widziałem sporo świateł za nami. A trzeba wam wiedzieć że wtedy jechaliśmy 30km/h pod lekki wiatr.
Gdy spojrzałem za siebie okazało się że dokąd sięgam wzrokiem jest KOREK i to był korek który my wywołaliśmy.
Wystarczyło że dogonił nas TIR i już nie mógł wyprzedzić bo z naprzeciwka cały czas coś jechało.
Po którymś wzniesieniu i długim pościgu. Wyprzedziliśmy kolaży amatorów. Godzinę później zatrzymaliśmy się gdyż po raz pięćdziesiąty czwarty zdaniem kolegi należało wyczyścić dyszę. Nie minęło 5 minut a kolarze nas wyminęli.
Po chwili ruszyliśmy i znów ich wyprzedziliśmy a kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się na przystanku PKS bo spory deszcz zbliżał się w naszym kierunku i należało założyć przeciw deszczówki.
Tak kolaże nas znów dogonili i podjechali się schować i zagadać.
Tego dnia zrobili już 90km i wracali na nocleg.
Po kilkunastu kilometrach odbiliśmy na pisz jadąc poprzez lasy łąki pastwiska i dziwne wsie.
Tej nocy zatrzymaliśmy się nad jeziorem Nidzkim. Jak by ktoś pytał to znam tam zajebista miejscówkę pod namiot.
Kolejnego dnia skierowaliśmy się do miejscowości Jeziorany (tak te od słynnego słuchowiska) i tam zacząłem poszukiwać opony do simsona gdyż okazało się że moja na boku pękła i wystaje dętka.
Opona miała prawo pęknąć bo miała tyle lat co motorower czyli 34.
Niestety opony nie było i jechaliśmy, a raczej ja jechałem i pchałem kolegę jednocześnie w dalszą trasę.
Mieliśmy fuksa bo zdążyliśmy się schować na przystanku przed potężną burzą.
Nawała deszczu była tak sroga że widoczność ograniczyła się do 100 metrów.
Przy okazji okazało się że parę drzew także zostało złamanych. na naszej trasie.
Wieczorem rozbiliśmy się w lesie i w końcu zająłem się rozbiórką gaźnika w ogarze na czynniki pierwsze a kolega po raz czwarty ustawiał zapłon.
Efekty były nadspodziewanie ZŁE. Ogar teraz sam jechał tylko na pierwszym biegu.
Trochę pomogła wymiana gaźnika dała jakieś 5km/h.
A więc pchałem ogara już kolejny dzień.
Następnego dnia o godzinie 16, kolega w końcu staną i oświadczył że wymieniamy silnik na zapasowy bo ogar już nawet na pierwszym biegu nie jedzie pod lekki wiaterek.
Wymiana zajeła 2,5 godziny gdyż musieliśmy jeszcze przełożyć cylinder i tłok.
W między czasie odwiedził nas jakiś gość który zaczął coś gadać o motorowerach aż w końcu opowiedział bajkę w którą sam chyba wierzył że jego simson S51 jedzie ponad 100km/h na wielokanałowym cylindrze 60cm3 gaźniku 19mm i ORYGINALNYM wydechu oraz na platynkach.
Ludzie to jednak uwierzą we wszystko co im pokaże licznik.
Ogar okazał się ciut silniejszy sam jechał na pierwszym i drugim biegu natomiast na trzecim musiałem mu pomóc aby osiągnął odpowiednie obroty i wtedy je utrzymywał.
Noc zapadła a deszcz zaczął porządnie lać.
Znajomy miał do domu 50km a ja 130km.
Gdy wyjechałem z zasięgu lamp okazało się że chyba źle żarówkę zamontowałem i mam bardzo słabe światła w kształcie aureoli.
Gdy zostało mi do domu 17km przepaliły się krótkie włókna a długie świeciły dosłownie jak z dynama w rowerze.
Na szczęście cało i zdrowo wróciłem do siebie i o 24.00 położyłem się do SUCHEGO i ciepłego łóżka.
AWARIE W SIMSONIE:
1 przepalona żarówka od pozycyjnych z tyłu
2 przepalone żarówki z przodu.
Pęknięta opona z boku na 15cm tak że wystawała dętka.
Przejechane około 3 000km.
Spalony olej 3L.
Słowacja. Nocleg na polu na którym wybuchały petardy
Nocleg gdzieś w Bieszczadach
Gdzieś na trasie w Polsce
Rumuńskie alkohole
Węgry Tokaj. Na tych pagórkach ciągną się słynne winnice
Słowacja górka o której pisałem
Polska Bieszczady. Na powrocie